UWAGA!
Zawieszam bloga do odwołania z powodu braku weny. Przepraszam.
Nie wiem kiedy odwieszę... Pewnie niedługo!
sobota, 31 stycznia 2015
czwartek, 18 grudnia 2014
Rozdział ósmy
To jest chyba najgorszy rozdział. Zero opisu, wiem... Ale tylko dlatego, że nie chciałam tu wszystkiego opisywać, a racze wyjaśnić wszystko w dialog. Przepraszam za ten rozdział, ale i tak życzę miłego czytania c:
________________________
________________________
Annie pochłonęły słowa „Szkarłatnej
peleryny”, czyli czwartej części „Feniksa”*.
Powoli zbliżał się wieczór. Większość dziewczyn leżała w swoich łóżkach,
robiąc przeróżne rzeczy. Jednak nie zauważyła w pokoju bliźniaczek.
- Gdzie są Alishia i Caroline? –
zapytała, leżącą na łóżku obok Andy.
- Poszły kupić sobie hamburgery…
One są strasznie żarłoczne – odpowiedziała przyjaciółka, która czytała jakąś
książkę.
- Co czytasz?
- Ja… - Andy zrobiła się czerwona
na twarzy i schowała lekturę pod poduszkę.
- Dlaczego nie pokażesz? – Annie
uśmiechnęła się złowieszczo i usiadła
wpatrując się w jaśka.
- Bo… O której pójdziemy do
tamtego Anioła?
- Nie wiem – odparła i znów się
położyła – boję się tam iść.
- Słuchaj, strasznie cię
przepraszam, że cię zostawiłam, ale pobiegłam za Gee, aby mu powiedzieć, że nie
możemy cię zostawić…
- Ale zostawiliście – rzuciła
Annie obdarzając Andy negatywnym spojrzeniem.
- Wiem, ale jak go znalazłam i
namówiłam, że jesteś sama z przerażającym, brudnym Aniołem w jakieś ciemnej
piwnicy, w… Więzieniu? Nie ważne… Poszliśmy na dół, ale ciebie już nie było.
Drzwi były zamknięte, więc je otworzyliśmy. Anioł stał przy kracie i
wrzeszczał, chyba za tobą…
- Co wrzeszczał? – zainteresowała
się Annie.
- Dokładnie nie pamiętam – Andy
pomyślała chwilę a potem, kontynuowała – chyba, żebyś wróciła i… Aż tak bardzo
nie chciał, że przegiął, czy coś w tym rodzaju.
- Przegiął? – zapytała oschle –
to za mało przewidziane – tu ściszyła głos – te siniaki są, bolą i nie
przestają.
- Ja ci powtarzam, tylko. Annie
uspokój się. Ja to rozumiem.
Nagle drzwi się otworzyły i wszystkie
dziewczyny rzuciły ukradkiem spojrzenie. Zorientowawszy się, że to tylko
bliźniaczki powróciły do dalszych czynności.
- Pani Eveline – zaczęła jedna z
nich ubrudzona musztardą, na jej głos wszystkie znów zwróciły na nie uwagę –
powiedziała, żebyśmy zjawili się w piżamach na dole.
- Po co? – zapytała anielskim
głosem Lerninne.
- Wyjaśnią nam, po co tu jesteśmy
– odpowiedziała druga, na co zaczął się harmider.
Każda dziewczyna zaczęła przebierać
się jak najszybciej. Każdy chciał wiedzieć jak najprędzej, po co tu jest.
Najwcześniej przebrana była Annie w uroczą, truskawkową piżamkę.
Kiedy wszyscy zjawili się w jadalni –
chłopcy wcześniej – gdzie ujrzeli panią Eveline w żółtym szlafroku i zielonym
turbanie na głowie. Przy drzwiach – jakby ich pilnował – stał Olbrzym, jako
jedyny nie przyodział się w piżamę.
Andy i Annie odszukały Gerarda i
podeszły do niego.
- Hej Gee, miło cię widzieć… -
zaczęła Andy spoglądając na niego od stóp do głów – w bokserkach…
- Cześć – odpowiedział pochmurno.
- Cisza! Cisza! – uspokoiła ich
pani Eveline – wiecie po co się zebraliśmy, ale nie mi o tym mowa. Pewien Anioł
chce wam wszystko wytłumaczyć.
- Anioł? – zapytała przyjaciół
Annie – ona nie ma na myśli chyba tego Anioła?
Obok pojawił się Anioł. Inny Anioł. Miał
długie, białe włosy i białe oczy. Skrzydła miał schowane, a długa szata
powiewała, choć w pomieszczeniu nie było wiatru.
- Jeden z was – oznajmił melancholijnym
tonem – zostanie Wybrańcem – przez chmarę dzieci przebiegł szmer odgłosów –
Wybraniec ten zostaje wybrany do
pokonania Bestii.
Wybrańcem?
Annie rozejrzała się po zebranych. Kto nadaje się na Wybrańca? Lerninne?
Jest mała, słodka i niewinna. Emily? Zbyt pewna siebie, ale… W „Feniksie”,
przyjaciółka głównej bohaterki – Tamare – była pewna siebie i stała się
Zjednoczoną. Luke i Frank? Są silni, ale czy to wystarczy? Leo… Może on… W
sumie, Annie jeszcze z nim nie rozmawiała. Sarah. Ładna, mądra… Idealna! Mają
Wybrańca!
A ona? Annie? Jak ocenia swoje szanse?
Na zero.
Już bardziej pasowałby Gee… Albo Andy!
Tak! Na pewno.
Wszyscy chwalili się umiejętnościami, które posiadają i są idealni
do roli Wybrańca. Lerninne uroczo mrugała do każdego i robiła pozy niewinnej księżniczki, Emily, co
chwilę targała ją za włoski i pytała o potrzeby, Luke i Frank pokazywali
mięśnie, Sarah machała włosami. Tylko Leo w
tym nie uczestniczył.
- Cześć – zagadnęła go Annie.
- Czego? – zapytał oschle.
- No… - zmieszała się– ładny
garnitur.
- Fajnie. Już możesz iść.
Dziewczyna oddaliła się od niego w
ciszy.
- Jak myślisz? – Andy wyrwała ją z
zamyślenia – jakie masz szanse? Kogo obstawiasz.
- Nie widzę się w roli Wybrańca –
odpowiedziała – ty mogłabyś zostać – Gee parsknął śmiechem.
- Ja obstawiam Sarah – oznajmiła
przyjaciółka – a Gerard mówi, że Lerninne.
Annie pokiwała głową, na wznak,
że rozumie. Chodź to wszystko było dziwne. Dostają zaproszenie od Aniołów,
którzy chcą ich rzucić na żer potworowi…..
- Jedno jest pewne – powiedziała Annie,
kiedy przyjaciele szli do pokoi – musimy pójść do tamtego Anioła…
- Chyba żartujesz! – pisnął Gee.
- Kiedy? – zapytała pewna siebie
Andy.
-Dziś wieczorem.
Gee i Andy wymienili nie pewne spojrzenia
i z zawahaniem przytaknęli.
poniedziałek, 10 listopada 2014
Rozdział siódmy
Cóż by wam powiedzieć? Nadal nie jestem geniuszem, fabuła nadal naciągana, ale myślę, że jest lepiej. MIŁEGO CZYTANIA! :)
_______________________________
_______________________________
Przyjaciele
zbliżyli się do drzwi, z których wydobywał się ten dziwny dźwięk. Był chłodny,
ale piękny i czysty.
- Wchodzimy? – zapytała Andy.
- No wejdźcie – odpowiedział głos.
Annie dotknęła
ciężkie drzwi i pchnęła do przodu. Otworzyły się szeroko. Dziewczyna ujrzała
przed sobą kraty, rozciągające się od ściany do ściany. Za nimi stało krzesło,
na którym siedział… Anioł. Tyłem. Tylko wyglądał inaczej.. .Skrzydła miał
brudne i oklapnięte. Biała szata powoli się szarzała, a w niektórych miejscach,
materiał był poszarpany. Śnieżnobiałe włosy sterczały w każdą stronę.
Cała trójka stała,
jak wryta wpatrując się w plecy Anioła.
Krzesło zaczęło się powoli obracać. Nagle
ujrzeli poharataną i posiniaczoną twarz Anioła, na której usadzone były oczy
koloru błękitnego. Wyglądające jak niebo. Śliczne, bezchmurne niebo.
Gee z krzykiem wybiegł z pokoju.
- Ty tchórzu! – krzyknęła Andy i pobiegła za Gerardem.
Annie obejrzała
się za przyjaciółmi, a potem znów wzrok przerzuciła na Anioła. Nie czuła
strachu. On ją nie przerażał.
- Nie boisz się? -
zapytał.
- Nie – odpowiedziała spokojnie.
- To zacznij – Anioł wstał, wyciągnął rękę i chwycił
dziewczynę za szyje.
Jego zimne palce
wbiły się w delikatną skórę Annie, a paznokcie narobiły siniaki. Przerażona
chciała się wyrwać, ale to tylko wzmacniało ucisk.
- Puść mnie! – wyjąkała słabiutkim głosikiem.
- Boisz się? –zapytał Anioł, kiedy ona przytaknęła, rozluźnił
palce i oddalił dłoń od Annie.
Dziewczyna upadła na ziemię. Posadzka była
lodowata. Podniosła drżąca ze strachu dłoń i przysunęła do szyi.
- Słuchaj… - zaczął Anioł, ale Annie podniosła się i wybiegła
za drzwi.
W pokoju opadła
na łóżko. Przyłożyła lekko palce do szyi i poczuła piekący ból. Szybko odsunęła
dłoń. Zakryła się kołdrą, żeby słuchać tylko głosów dziewczyn będących w
pokoju. Lerninne i Emily układały puzzle, Alishia i Caroline robiły sobie na
zmianę fryzury, rozmawiając przy tym cały czas, a Sarah czytała „Księcia
Niebieskiej Krwi”. Pośród głosów i dźwięku przewracanych stron w książce, Annie
usłyszała kroki. Po chwili ktoś wszedł do pokoju z hukiem, robiąc przy okazji
małe zamieszanie. . Dwie osoby, z czego jedna przewróciła małą walizkę.
- Widziałyście Annie? – dziewczyna rozpoznała głos Andy.
Potem nie
wiedziała, co się dzieje. Zdołała usłyszeć jedynie, że ktoś podchodzi do jej
łóżka. Nagle kołdra zniknęła i Annie ujrzała płomiennorudą czuprynę Gee.
- Tu jesteś – oznajmił i uśmiechnął się.
- Co? – nie chciała by brzmiało to niemiło, ale była rozwścieczona
i roztrzęsiona.
- Możemy pogadać? – zapytał, a Annie przytaknęła.
Wstała i wraz z
dwójką przyjaciół zeszli na dół. Pokój był pusty. Wszystkie dziewczyny siedziały
w pokoju, Frank i Luke grali w siatkówkę na dworze, Michel oglądał i komentował
ich mecz, Leo czytał na ławce pod jabłonią. Pogoda była piękna. Świeciło
słońce, a jasne włosy Lea lekko powiewały z podmuchami wiatru. Przerwał
czytanie, wstał, zerwał jabłko i otarł o sweter. Znów usiadł i już miał
zanurzyć piękne, perłowe zęby w owocu, kiedy spojrzał w okno i ujrzał Annie.
Dziewczyna uśmiechnęła się, a on zamknął książkę i poszedł gdzieś indziej.
- Leo zawsze się tak zachowuje? – zapytała Annie.
- Zazwyczaj – odparł Gee i usiadł na jednym z foteli –
usiądźcie.
Dziewczyny zajęły
siedzenia naprzeciw chłopaka. Dzielił ich jedynie stół z wazonem, w którym
stały uschnięte róże.
- Co się stało.. – Gerard przełknął głośno ślinę – tam.. U
Anioła..
- Ja.. – Annie próbowała ułożyć sobie wszystko w głowie – on..
- Powiedz – nalegał Gee.
- Chciał mnie… Chciał bym się bała…
- I.. – zaczęła Andy – co zrobił?
- Próbował mnie udusić.
Andy otworzyła usta
ze zdziwienia. Oboje patrzyli na nią wielkimi oczami. Gee odpiął jej do połowy
zamek od bluzy i odchylił kołnierzyk,
odsłaniając wielkie siniaki.
- Zgłoś to pani Eveline – powiedział ze zdziwieniem.
- Nie – odpowiedziała pewnie – my… Musimy tam wrócić.
- Chyba oszalałaś – krzyknęli naraz.
- Słuchajcie, musimy się dowiedzieć o co chodzi. Co to za
Anioł.
- To… Kiedy ty zamierzasz… Wrócić? – Andy zapięła jej zamek i
ułożyła kołnierz, by siniaków nikt nie zauważył.
- Jutro. Gee ty nie uciekasz. Wszyscy. Razem idziemy jutro
znów do Anioła.
poniedziałek, 27 października 2014
Rozdział szósty
Moim zdaniem na razie najlepszy XDD
MIŁEGO CZYTANIA!
_______________________
MIŁEGO CZYTANIA!
_______________________
Gerard prowadził
dziewczyny przez wiele korytarzy. W końcu zatrzymał się przy małych, ledwo
widocznych drzwi. Ich szaro-brązowy kolor, zlewał się z brudnymi cegłami
klasztoru.
- Jak my się zmieścimy? – zapytała Annie.
-Schylimy się – odpowiedział chłopak klękając przed
drzwiczkami.
Otworzył je i
wczołgał się do środka.
-Chodźcie – powiedział i znów zniknął w ciemnej otchłani ze
drzwiami.
Dziewczyny
popatrzyły po sobie i weszły za drzwi. Znaleźli się w wysokim pomieszczeniu ze
schodami. Było ciemno i brudno. Z sufitu zwisały pajęczyny.
- Gee – zaczęła drżącym głosem Annie – gdzie jesteśmy?
- Zobaczycie. A teraz chodźcie za mną.
Ruszyli
trzeszczącymi i zapadającymi się schodami. Czasem spadali o kilka stopni za
dużo. Po chwili usłyszeli, że zaczyna grzmieć.
- Zaczęła się burza – oznajmiła Annie.
- Słychać – odpowiedziała sucho Andy.
Kiedy schody się skończyły, z ulgą stanęli
w małym, kwadratowym pokoiku. Był brudny, czego można było się spodziewać. Po środku
stał drewniany stoliczek i krzesełko ,okryte grubą warstwą kurzu. Po bokach i
naprzeciwko umieszczone były drzwi. Wielkie, brudne i purpurowe. Z sufitu zwisała
żarówka, która już dawno się przepaliła. Na ścianach wisiało mnóstwo obrazów,
każdy przedstawiał inne postacie, jednak w tych samych, czarnych habitach.
- Siostry zakonne? – zapytała
Annie, podchodząc do jednego z portretów.
Gerard, który podchodził już do środkowych
drzwi, odwrócił się i podszedł do dziewczyny.
- Tak – odpowiedział – podobno zamieszkiwały
ten klasztor, zanim oddały go Aniołom.
- Ale dlaczego go oddały? –
zaciekawiła się Andy, która podeszła do przyjaciół.
- Przez… śmierć – mówiąc to,
schylił ze wstydem głowę w dół, ale
momentalnie ją podniósł – umarły wszystkie. Tak nagle. Wszystkie w tym samym
czasie.
- Skąd to wszystko wiesz? –
zapytała Andy.
- Chodźcie i zobaczcie.
Otworzył środkowe drzwi i cała trójka za
nie wyszła.
Znaleźli się w wielkim,
prostokątnym pokoju. Z prawej strony leżało osiem, równo postawionych, czarnych
trumien. Nad każdą z nich wisiał obraz. Wszystkie przedstawiały zakonnice. Zapewne
obrazy przedstawiały je zmarłe. Ta myśl z przerażeniem wstrząsnęła Annie. Nad
każdą trumną wisiał portret zakonnicy, która w nim leżała. Naprzeciwko nich stały
regały z mnóstwem książek, tak opasłych, że nawet Annie czytałaby je z tydzień.
Przy mniejszych ścianach znów były drzwi. Na środku leżał czerwony dywanik i
dwie trzyosobowe kanapy. Pomiędzy nimi znajdował się drewniany stoliczek.
Gerard podszedł do jednego z regałów. Przejechał palcem po tytułach
ksiąg. Po niedługiej chwili znalazł to, czego szukał.
Położył dość cienką książkę na stoliku.
Usiadł na jednej kanapie, a dziewczyny naprzeciwko. Na przedzie widniał tytuł: „W
przyszłości na przyszłość”.
Gee przekartkował wiele stron, kiedy
uradowany trafił na właściwą.
- Tutaj znajdziemy odpowiedzi z
przyszłości, które powinny wpłynąć na przyszłość, czyli dzień dzisiejszy i dni,
które nastąpią.
- Jakie wydarzenia na to
działają? – zapytała Andy.
- Na przykład to, że gdyby Anioły
nie zabrałyby klasztoru, zakonnice nadal by go miały, możliwe że nie byłoby nas
tutaj dzisiaj… Zakonnice oddały go im z dobroci. Uważały, że skoro to Anioły
trzeba robić to, co one chcą. Nie ma jednak jednej, ważnej odpowiedzi.
- Jakiej? – zaciekawiła się
Annie.
- Dlaczego zakonnice zmarły –
wyjaśnił Gee, przekartkowując kartki w nadziei, że znajdzie coś na ten temat –
Anioły, przecież ich nie zabiły, prawda?
- W sumie, nie wiemy, dlaczego
nas przysłali - a Andy patrzyła po
przyjaciołach – może to tak ważne…
- Tak ważne, że zabiły zakonnice?
– zapytała sarkastycznie Annie.
- Daj mi dokończyć! – oburzyła się
Andy – jest też druga możliwość. One mogły wiedzieć, że to ważne, a Anioły same
chciały być w klasztorze. Jednak one mogły chcieć zobaczyć o co chodzi, więc
zabiły się, aby obserwować wydarzenia z góry.
- Wszystkie się zabiły, aby
obejrzeć co z nami zrobią? – zachichotał Gee.
- Powiedziałam, że to jedna z
możliwości.
- Mylisz się – usłyszeli,
niewiadomo skąd głos.
- Kto to powiedział? – zająkała się
Annie.
- Chodźcie sprawdzić. Jestem za
drzwiami.
sobota, 25 października 2014
Rozdział piąty
Ten rozdział już trochę nawiązuje do akcji. Można go chyba przynależeć do ciekawszych, ale nie super ciekawych :) Pozdrawiam :)
_______________________________________
Ostrze noża wbiło się w mięso, które stało
na stole, gdzie niegdyś leżało to ostre narzędzie. Jedzenie pojawiło się w
pokoju tak niespodziewanie, jak przyrząd, który trzymał Olbrzym.
Po pomieszczeniu rozbiegł się wspaniały
zapach pieczonego mięsa.
- Czas zasiąść do stołu! –
poinformowała dzieci pani Eveline.
Wszyscy – oprócz Olbrzyma – zrobili, co
kazała. Owłosiony mężczyzna uśmiechnął się i pokroił mięso. Nałożyć każdemu po
kawałku, zostawiając ostatni sobie. Zasiadł i nałożył górę ziemniaków i jedną,
małą marchewkę.
Annie, która przed chwilą poczuła głód,
zjadła nałożoną rzez siebie porcję z apetytem, nie żałując sobie nawet deseru.
- Ale to szybko wchłonęłaś –
powiedziała Andy, wytrzeszczając oczy.
Sama, wciąż grzebała w porcji ziemniaków.
- Głodna byłam – powiedziała Annie.
Kiedy wszyscy zjedli i rozeszli się po pokojach,
pani Eveline poprosiła jednak obie dziewczyny i Gerarda o pozostanie i
posprzątanie, a ona i Olbrzym poszli do jej pokoju.
- Zakochała się w nim –
stwierdziła Annie, zabierając ze stołu pierwszy talerz.
- Prawda – powiedział Gee –
będzie z nich ohydna para.
Andy zaśmiała się.
- Oj, przestańcie – skarciła Annie,
idąc do kuchni – są uroczy.
- Uroczy, jak zadek szympansa –
dokończyła przyjaciółka.
-Wyglądają, jak Asterix i Obelix,
tylko że pani Eveline jest wyższa – skojarzył Gee.
- Dobra, zajmijmy się talerzami –
zaproponowała Andy.
Resztę pracy dokończyli w ciszy. Do czasu,
kiedy Gerard zrzucił talerz, który rozpadł się na wiele kawałków. Jednak
posprzątał to szybko i sprawnie.
Po zakończonej pracy udali się do pokoi.
Pomieszczenie zajęte było przez Andy, Sarah, Alishię i Caroline. Przyjaciółka
miała łóżko pod ścianą, a Annie zaraz obok.
Usiadła na nie i zaczęła z nią rozmawiać.
Zaczęły od żółwi, przechodząc do muzyki,
a dalej….
- Jak myślisz, po co tu
jesteśmy? - zapytała Annie – mama mówiła,
że coś ważnego, ale nie chciała mówić, co.
- Mi mama powiedziała jedno:
Anioły – odpowiedziała Andy.
- Anioły? – zapytała.
- Tak. One nas zaprosiły. Chcą
coś od nas.
-Ale, co?
- Nie wiem? Nigdy im nie ufałam.
- Nie ufałaś? Aniołom?
- Nie. Nikt nigdy nic dla mnie
nie robił i nie zamierzał zrobić.
A czy ona? Czy Annie ufała Aniołom? Nigdy
nad tym nie myślała.
- Idziesz ze mną pograć w
ping-ponga? Gee też będzie. Chyba wpadłaś mu w oko – powiedziała z uśmiechem
Andy.
- Co? – zapytała roześmiana Annie
– to przyjaciel.
- No niech ci będzie –
odpowiedziała przyjaciółka wstając z łóżka – idziesz?
- Później do was dołączę –
odparła kładąc się.
- Okay. To do zobaczenia później.
Annie
zajrzała pod łóżko i wyciągnęła swoją walizkę. Otworzyła ją i wyciągnęła stary,
skórzany zeszyt. Narysowała Anioła. Wyszedł pięknie. Miał doskonałe skrzydła
i idealne proporcje.
Podczas szkicowania dużo myślała. Anioły
tak po prostu chodzą wokół nas? Widać je, czy przekażą im informacje mentalnie?
I w ogóle po co ich zesłali do klasztoru? Chcą im cos dać, przekazać, powierzyć?
Odłożyła zeszyt pod poduszkę i zeszła do
Andy i Gerarda. Byli w środku ekscytującej gry w ping-ponga. Przez okno, obok
jeziorka widać było Franka i Luka grających w piłkę nożną. Emily w kącie
czytała Lerninne, a naprzeciwko Sarah siedziała z książką. Annie podeszła do
niej.
- Hej – przywitała się.
- Cześć – powiedziała przyjaźnie
dziewczyna, spoglądając na nią z nad książki.
-Co czytasz?
- „Księcia Niebieskiej Krwi”
ostatnią część serii „Feniks” – odpowiedziała blondynka.
- Naprawdę? Uwielbiam tą
trylogię! – odparła uradowana Annie.
- Mam ze sobą wszystkie. Jak
chcesz to możesz pożyczyć.
- Bardzo ci dziękuje – odrzekła dziewczyna
i poszła do wołającego do niej Gerarda.
Zagrała z nim i wygrała. Gorszym przeciwnikiem okazała się Andy.
- Gee – zaczęła Annie, kiedy przyjaciółka
zdobył kolejny punkt – może ty wiesz
po co nas tu przysłali?
- Wiesz – odpowiedział zaciekawiony
– coś podejrzewam. Chodźcie.
Ruszył. Dziewczyny popatrzyły po sobie i
poszły za nim.
środa, 22 października 2014
Rozdział czwarty.
Znów krótkie. Akcja leci za szybko. Muszę nad tym popracować :))
A tu zapraszam na bloga przyjaciółki :)) : http://chemicznieznanana.blogspot.com/
____________________________________________________________
A tu zapraszam na bloga przyjaciółki :)) : http://chemicznieznanana.blogspot.com/
____________________________________________________________
Wszyscy przerażeni
sytuacją, wbiegli do pokoju, w którym była pani Eveline. Siedziała na podłodze,
a obok niej leżał roztrzaskany kubek i wylana kawa. Sarah podbiegła do kobiety,
chwytając za rękę i wypytując o mnóstwo rzeczy. Blondynka spojrzała na Luke’a i Franka i rozkazała im posprzątać
zniszczone szkło.
Chłopcy niechętnie
poszli do kuchni. Wrócili nie długo z szufelką i zmiotką.
Emily kazała się
wszystkim uspokoić, chociaż nikt oprócz Lerninne nie był zdenerwowany.
Najstarsza dziewczyna przytuliła rozpłakaną ośmiolatkę.
- Proszę, pani – zaczęła powoli, dumna ze swojego opanowania
– co się stało?
- Ktoś się włamał – odpowiedziała roztrzęsiona kobieta.
Nastała
niespokojna cisza, przez którą słychać było tylko jeszcze głośniejszy płacz Lerninne.
- Spokojnie! – krzyknęła Emily – proszę, pani ja zajmę się tą sytuacją. Wraz z Amandą.
- Słucham? – zezłościła się Andy – dlaczego ja?
- Ponieważ wszyscy musimy się angażować w pomoc klasztoru i
aniołów, nie tylko ja.
- Oj, Emily ucisz się! – warknęła jedna z bliźniaczek, która
pomagała Sarah uspokoić panią Eveline.
Nagle wszyscy
ucichli. Słychać było tylko czyjeś kroki za drzwiami. Dzieci wpatrywały się w
ścianę, tylko Sarah próbowała obudzić panią Eveline, która przed chwilą
zemdlała.
- No i, co teraz zrobisz panno doskonała i najstarsza? –
zapytała Andy odrzucając warkoczem , udając Emily.
Dziewczyna stała,
jak wryta. Była kompletnie roztrzęsiona.
Co sekundę kroki
było słychać coraz wyraźniej. Już były przed pokojem. Drzwi otworzyły się z
hukiem. Stanął w nich tęgi mężczyzna, wzrostem pasujący do olbrzyma. Był
owłosiony i miał małe, mysie oczy.
Emily chwyciła nóż
i z przerażonym krzykiem rzuciła nóż, który stał na stole w kierunku przybysza.
Nie trafiła. Ostre narzędzie przeleciało obok twarzy Olbrzyma. Dziewczyna
krzyknęła jeszcze głośniej, zakryła twarz rękoma i skuliła się na podłodze.
Temu wszystkiemu wtórowała Lerninne.
Pani Eveline
obudziła się i przypatrzyła Olbrzymowi.
- Henry! – krzyknęła i rzuciła mu się na szyję.
- Kto to jest? –
mruknęłam do Andy.
- Nie mam pojęcia – odpowiedziała przypatrując się sytuacji.
- To ty tak mnie wystraszyłeś! – zaśmiała się kobieta bawiąc
się brodą Olbrzyma.
- Wiem tylko tyle, że to ohydne – powiedziała Andy – spójrz.
Annie spojrzała w
danym kierunku. Gee udawał, że wymiotuje.
Olbrzym chwycił
po chwili nóż, który leżał na podłodze i podniósł do góry.
poniedziałek, 20 października 2014
Rozdział trzeci
Ludzie, ale weny dostałam!
Zapraszam :)
_______________________________
Zapraszam :)
_______________________________
Zeszła z panią
Eveline – ponieważ tak jej się przedstawiła – na dół, do sali jadalnej.
Przy jednym,
wielkim stole siedziało dwanaścioro dzieci w wieku, od około 8 do 16 lat, tak
się przynajmniej wydawało Annie.
Najmłodsza
dziewczynka miała na sobie różową sukienkę i blond włoski zaplecione w dwa
warkoczyki. Jej mała buźka była pulchniutka, ale urocza. Obok siedziała –chyba-
najstarsza dziewczyna. Z twarzy przyjemna osoba. Ubrana była na biało. Biała
koszulka, białe spodnie. Jej brązowe włosy spływały po plecach, jak morskie
fale.
Kolejne
krzesło zajęte było przez Gerarda, który gestem wskazał, by usiadła obok niego.
Zrobiła co nakazał. Obok niej siedziała dziewczyna, chyba starsza od niej.
Miała zaplecionego, brązowego warkocza, który z prawej strony niedbale zwisał
po ramieniu. Śmiała się bardzo często.
Następny był
dość młody chłopak w wieku, albo lekko starszy od najmłodszej dziewczynki. Miał
dość długie, brązowe włoski. Nieśmiało spoglądał spod stołu.
Po drugiej
stronie siedziało dwóch chłopców. Obaj
czarnowłosi, gadający ze sobą. Jeden miał trochę ciemniejszą karnację, ale drugi
miał mnóstwo piegów na twarzy.
Potem rude
bliźniaczki, które wyglądały sympatycznie. Następna osoba była inna od
pozostałych. Chłopak o jasnych, aż białych włosach ubrany w garnitur. Był
przystojny o ślicznych, niebieskich oczach.
Ostatnia osoba
była… Po prostu wspaniała. Piękna dziewczyna o blond, kręconych włosach.
Zielony sweter podkreślał jej oczy, które były tego samego koloru.
- Cześć, jestem Amanda, ale mów mi Andy – przedstawiła się
dziewczyna z warkoczem.
- Annie – podałam jej rękę.
Andy uścisnęła
jej dłoń, a Annie ugięła się pod silnym zgnieceniu.
- Przywitajmy nową przybyłą! Annie Peterson! Słońce, wstań –
powiedziała pani Eveline.
Dziewczyna
wstała niechętnie. Nie lubiła występów publicznych.
- Po kolacji, proszę abyście się przywitali z nią i
zapoznali.
Czemu tu jest
taki wstyd? Czemu dla niej?
- Głupie, nie? – zapytała Andy pochłaniając kurczaka.
- Troszeczkę – odparła Annie.
Kiedy kolacja
się skończyła i wszystkie dziewczyny – oprócz Andy – były już w pokoju,
najstarsza zaczęła:
- Jestem Emily, ta najmłodsza to Lerninne, ta – tu wskazała
na blond piękność – to Sarah. Teraz powiem ci, jak rozróżnić nasze bliźniaczki.
Alishia ma mniejszą twarz a Caroline ma szczuplejszą.
- Dzięki, ale raczej nie przyglądam się kształtu twarzy – odpowiedziała
Annie, co chyba uraziło trochę Emily.
Potem wszyscy
spotkali się w „pokoju odpoczynku”, jak to nazwała pani Eveline.
- Cześć – przywitał się Gerard, dosiadając się do Annie i
Andy – przedstawić ci chłopaków?
- Miło by było – odparła, na co trójka znajomych parsknęła
śmiechem.
- Okej – rzekł, po czym zaczął przyglądać się po zebranych
chłopcach – najmłodszy nazywa się Michel, piegus to Frank, jego kumpel to Luke,
a w garniturku to Leo. Paskudny ma charakter.
- Przestań Gee! – krzyknęła Andy, ale po chwili ucichła
przypominając sobie, że oprócz nich są inni – jest przystojny!
- Wiesz, no… nie przyglądałem się – odrzekł Gerard.
- Gee? – zapytała Annie – kto to?
- Oj, zapomniałem – powiedział kolega – Gee to skrót mojego
imienia, tak mnie nazywają.
Dziewczyna
odpowiedziała skinieniem głowy.
- Dzieci!!! – krzyknęła pani Eveline, wbiegając do pokoju –
stało się coś strasznego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)